Bez tych kudłatych potworków nie były by takie jak być powinny. :)
piątek, 28 grudnia 2012
niedziela, 28 października 2012
Ofce! :)
Tej jesieni udało nam się (wraz z Kają i Flawi) zawitać do P. Pecolda.
Holka zobaczyła owce po raz pierwszy w życiu (nie licząc tych których zapewne już nie pamięta z farmy na której się urodziła ). Oczywiście potraktowała je co najmniej olewczo. Przez większość czasu biegała w kółko nie wiedząc jak się do tego "jeża" zabrać. Ostatecznie P.Pecold stwierdził, że na spokojnie - mamy czas i mamy pracować nad pewnością siebie Holki na co dzień bo to nieśmiała glizda jest - a łowce mogą włączyć się jej za jakiś czas, całkiem znienacka.
Sprawę wzięcia się za Holcyną d.pe wzięłam sobie tym bardziej do serca. Teraz razem ze zgrają Kaji zaczynamy działać w kierunku zahartowania tej glizdy. ;-)
Holka zobaczyła owce po raz pierwszy w życiu (nie licząc tych których zapewne już nie pamięta z farmy na której się urodziła ). Oczywiście potraktowała je co najmniej olewczo. Przez większość czasu biegała w kółko nie wiedząc jak się do tego "jeża" zabrać. Ostatecznie P.Pecold stwierdził, że na spokojnie - mamy czas i mamy pracować nad pewnością siebie Holki na co dzień bo to nieśmiała glizda jest - a łowce mogą włączyć się jej za jakiś czas, całkiem znienacka.
Sprawę wzięcia się za Holcyną d.pe wzięłam sobie tym bardziej do serca. Teraz razem ze zgrają Kaji zaczynamy działać w kierunku zahartowania tej glizdy. ;-)
Wspomnienie ciepła
czwartek, 27 września 2012
portret Tofika
Skończony. :)
Klik! >>>
(większy rozmiar)
http://i764.photobucket.com/albums/xx281/primavista83/inne/Tofik.jpg?t=1348696672
(większy rozmiar)
http://i764.photobucket.com/albums/xx281/primavista83/inne/Tofik.jpg?t=1348696672
poniedziałek, 17 września 2012
piątek, 31 sierpnia 2012
progres? :)
Nie mam pojęcia czy to kwestia mojej determinacji i skorzystania z kilku dobrych rad frisbowych wyjadaczy (thx!) - ale od kilku sesji Tofi przynosi złapany dekiel bez kręcenia noskiem. Jeśli to faktyczny kroczek do przodu (a nie tzw. dobre dni) - to jestem bardzo happy! :)
Dziś dzień wolny - pogoda do kitu, z nieba co trochę popaduje deszcz - psy śpią jak dzieci. Nawet Holek nie terroryzuje mnie wtykaniem na siłę różnych zabawek... :)
Dziś dzień wolny - pogoda do kitu, z nieba co trochę popaduje deszcz - psy śpią jak dzieci. Nawet Holek nie terroryzuje mnie wtykaniem na siłę różnych zabawek... :)
niedziela, 26 sierpnia 2012
2 latka ♥
czwartek, 23 sierpnia 2012
Kwietniki
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Friiiiiiiiiiii...
Co my na co dzień ze sobą robimy? (w sensie - ja i psy ;)) Ano poza sztuczkowaniem w domu, bezcelowym włóczeniu się po okolicy, chodzimy też na pobliskie trawiaste boisko gdzie nie bacząc na litościwe miny przechodniów i okolicznych amatorów tanich trunków bawimy się frisbee.
Właściwie należało by zacząć od początku - szlifujemy podstawy - ja z Wojtkiem rzuty (wtedy bez psów) i ja z psami (z każdym z osobna) rzeczy takie jak aport. No i właśnie... aport jako rzecz śniąca mi się po nocach.
U Holki umiejętność wrodzona - pilnowana teraz przeze mnie żeby nie uległa - powiedzmy - "degradacji". ;-) Ale puki co jest pięknie - bez zarzutu! Mamy mnóstwo zabawy - szarpania, uciekania (ja przed nią - ona z talerzykiem za mną), gonienia i przynoszenia...
U Tofika - występuje za to wrodzony anty-aport. Absolutnie doskonały: anty-aport. :/
Oczywiście bywają lepsze dni - np. kilka dni temu pięknie przybiegał z chwyconym dyskiem - chwila szarpanka - znów rzut albo roller i znów wracał - bajka! Niestety codzienność wygląda inaczej. Młode białe jak przystało na terriera zamiast myśleć o tym żeby talerzyk złapać, i od razu przynieść (bo przecież prawdziwa zabawa jest w łapaniu/gonieniu lub szarpanku z człowiekiem) preferuje inny wariant: pochwycenie w wyskoku pięknej urody dysku i spie.dalanie z nim w siną dal...
Oczywiście nikt wtedy za nim nie goni - płaczemy tam gdzie staliśmy. o_O
Na nic słodkie wołanie-Tofcianie, ciamkanie, cmokanie, gwizdanie, uciekanie w inną stronę (i tak nie patrzy...) i nie-używaine komendy "chodź, chodź!"...
Jak już wszyscy obecni (czyli przeważnie ja) widzą, że Tofik ma dysk (kilka radosnych rund wokół boiska) - idzie sobie spokojnie na bok - nie zwracając uwagi na mnie i to co wyczyniam, żeby tylko chciał do mnie z tym dyskiem przyleźć - i konsumuje zdobycz ostentacyjnie - na widoku ale z dala: poza moim zasięgiem. :-/
Nie mam pojęcia na czym rzecz polega - biorąc pod uwagę, że inne przedmioty aportuje praktycznie bez zająknięcia (głównie piłeczkę ale także patyki, szyszki itp.). Jak to jest, że po piłkę można latać i z nią wracać entą ilość razy - a z frisbee trzeba uciekać?...
Szarpiemy się - dużo - i wydajemy przy tym dożo dziwnych dźwięków - wydaje się, że zabawę młody ma z tego przednią. Jednak w momencie gdy puszczam dysk (żeby młody poczuł, że jest taaaki zaje.isty i właśnie udało mu się dysk mi wyrwać) - ten zamiast po chwili kontynuować zabawę ze mną, ucieka... (dalej dzieje się to co opisałam wyżej) Jak w takiej sytuacji mam się z nim bawić w szarpanie-oddawanie?(no chyba, że w "szarpanie - oddawanie" -- za godzinę-jak już z łaski wymamlany dysk przyniesie)
Pomyślałam, że może to być kwestia specyficznego traktowania frisbee z naszej (ludzkiej) strony. To znaczy, że piłkę Tofik ma w domu na codzień i praktycznie na każdym spacerze. Jak ktoś rzuci, a on nie przyniese - to trudno! - zajmujemy sie rozmową. Nikt Tofika też nie błaga żeby z tą piką przyszedł - nie to nie! I efekt jest taki, że choćby pan Tofi zaczynał ze zmęczenia oddychać drugą częścią swojego białego, muskularnego ciałka - to po piłkę pobiegnie i z nią wróci! (w 99%)
Tymczasem dysk jako nie nadający się do samotnej zabawy dla psa - Toff dostaje tylko na te krótkie chwile ćwiczeń - i tak bardzo chce go mieć (posiąść!), że nie ma mowy o oddaniu go mi po tym jak go złapie. Zbyt duży "raryt" - że tak to ujmę... :)
Nie wiem już sama - może poświęcić jeden talerzyk i pozwolić mu się na nim wyżyć do woli, aż sam stwierdzi, że to na dłuższą metę nudne i lepiej pobawić się z człowiekiem? Dać mu dysk - i niech go zamorduje, przeżuje i niech mu ten okrągły kawałek plastiku mamlany w samotności wyjdzie przysłowiowym bokiem? (tak jak myślę stało się z piłką)
I pomyśleć, że taki jeden aport psuje nam wszystko. Inne Toficze cechy i umiejętności - sprężynki w łapach, skoki nad nogą, odbicia od ciała, slalom i ósemki między nogami, obroty, turlanie, wskakiwanie na plecy - wszystko to na nic, bo po jednym elemencie zakończonym złapaniem dysku następuje wspomniana ucieczka ze zdobyczą w pysku - i nici z dalszej zabawy... :(
Eny propozyszyn?
..........................................................................
Na ukojenie nerwów (żeby nie powiedzieć "białej gorączki" ;)) kilka fotek pani H:
Właściwie należało by zacząć od początku - szlifujemy podstawy - ja z Wojtkiem rzuty (wtedy bez psów) i ja z psami (z każdym z osobna) rzeczy takie jak aport. No i właśnie... aport jako rzecz śniąca mi się po nocach.
U Holki umiejętność wrodzona - pilnowana teraz przeze mnie żeby nie uległa - powiedzmy - "degradacji". ;-) Ale puki co jest pięknie - bez zarzutu! Mamy mnóstwo zabawy - szarpania, uciekania (ja przed nią - ona z talerzykiem za mną), gonienia i przynoszenia...
U Tofika - występuje za to wrodzony anty-aport. Absolutnie doskonały: anty-aport. :/
Oczywiście bywają lepsze dni - np. kilka dni temu pięknie przybiegał z chwyconym dyskiem - chwila szarpanka - znów rzut albo roller i znów wracał - bajka! Niestety codzienność wygląda inaczej. Młode białe jak przystało na terriera zamiast myśleć o tym żeby talerzyk złapać, i od razu przynieść (bo przecież prawdziwa zabawa jest w łapaniu/gonieniu lub szarpanku z człowiekiem) preferuje inny wariant: pochwycenie w wyskoku pięknej urody dysku i spie.dalanie z nim w siną dal...
Oczywiście nikt wtedy za nim nie goni - płaczemy tam gdzie staliśmy. o_O
Na nic słodkie wołanie-Tofcianie, ciamkanie, cmokanie, gwizdanie, uciekanie w inną stronę (i tak nie patrzy...) i nie-używaine komendy "chodź, chodź!"...
Jak już wszyscy obecni (czyli przeważnie ja) widzą, że Tofik ma dysk (kilka radosnych rund wokół boiska) - idzie sobie spokojnie na bok - nie zwracając uwagi na mnie i to co wyczyniam, żeby tylko chciał do mnie z tym dyskiem przyleźć - i konsumuje zdobycz ostentacyjnie - na widoku ale z dala: poza moim zasięgiem. :-/
Nie mam pojęcia na czym rzecz polega - biorąc pod uwagę, że inne przedmioty aportuje praktycznie bez zająknięcia (głównie piłeczkę ale także patyki, szyszki itp.). Jak to jest, że po piłkę można latać i z nią wracać entą ilość razy - a z frisbee trzeba uciekać?...
Szarpiemy się - dużo - i wydajemy przy tym dożo dziwnych dźwięków - wydaje się, że zabawę młody ma z tego przednią. Jednak w momencie gdy puszczam dysk (żeby młody poczuł, że jest taaaki zaje.isty i właśnie udało mu się dysk mi wyrwać) - ten zamiast po chwili kontynuować zabawę ze mną, ucieka... (dalej dzieje się to co opisałam wyżej) Jak w takiej sytuacji mam się z nim bawić w szarpanie-oddawanie?(no chyba, że w "szarpanie - oddawanie" -- za godzinę-jak już z łaski wymamlany dysk przyniesie)
Pomyślałam, że może to być kwestia specyficznego traktowania frisbee z naszej (ludzkiej) strony. To znaczy, że piłkę Tofik ma w domu na codzień i praktycznie na każdym spacerze. Jak ktoś rzuci, a on nie przyniese - to trudno! - zajmujemy sie rozmową. Nikt Tofika też nie błaga żeby z tą piką przyszedł - nie to nie! I efekt jest taki, że choćby pan Tofi zaczynał ze zmęczenia oddychać drugą częścią swojego białego, muskularnego ciałka - to po piłkę pobiegnie i z nią wróci! (w 99%)
Tymczasem dysk jako nie nadający się do samotnej zabawy dla psa - Toff dostaje tylko na te krótkie chwile ćwiczeń - i tak bardzo chce go mieć (posiąść!), że nie ma mowy o oddaniu go mi po tym jak go złapie. Zbyt duży "raryt" - że tak to ujmę... :)
Nie wiem już sama - może poświęcić jeden talerzyk i pozwolić mu się na nim wyżyć do woli, aż sam stwierdzi, że to na dłuższą metę nudne i lepiej pobawić się z człowiekiem? Dać mu dysk - i niech go zamorduje, przeżuje i niech mu ten okrągły kawałek plastiku mamlany w samotności wyjdzie przysłowiowym bokiem? (tak jak myślę stało się z piłką)
I pomyśleć, że taki jeden aport psuje nam wszystko. Inne Toficze cechy i umiejętności - sprężynki w łapach, skoki nad nogą, odbicia od ciała, slalom i ósemki między nogami, obroty, turlanie, wskakiwanie na plecy - wszystko to na nic, bo po jednym elemencie zakończonym złapaniem dysku następuje wspomniana ucieczka ze zdobyczą w pysku - i nici z dalszej zabawy... :(
Eny propozyszyn?
..........................................................................
Na ukojenie nerwów (żeby nie powiedzieć "białej gorączki" ;)) kilka fotek pani H:
czwartek, 9 sierpnia 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)