niedziela, 1 czerwca 2014

dramat w 90 sekundowym akcie

Czyli nasz pierwszy w życiu konkurs DCDC.
Po całkiem przyjemnym debiucie w Opolu, pełni nadziei (na to że nie wylądujemy na ostatnim miejscu ;o)) pojechaliśmy na nasz pierwszy konkurs na tak dużych zawodach - DCDC we Wrocławiu.
Pobudka o 3:30 po to by być na miejscu ok 7:00. Samochód Kaji po raz kolejny okazał się być na tyle pojemnym by pomieścić wszystkie nasze bagaże - duży namiot, klatki/kontenery dla psów, torby, siatki i brytfankę pełną babeczek (kto po babeczkę się nie zgłosił - jego strata!) - oraz naszą trójkę i 3 bordery. Do ostatniego dnia wszyscy drżeliśmy o dobrą pogodę - żeby nie lało, żeby nie wiało... Pogoda okazała się łaskawa i uraczyła nas we Wrocławiu pięknym słoneczkiem i lekkim ciepełkiem.
Namiot okazał się strzałem w dziesiątkę...
...jak już udało się go rozłożyć. :-)



Kilka formalności - rejestracja, podrzucenie CD z muzyką, sprawdzenie psiego paszportu i chipa - i byliśmy gotowi do pierwszej konkurencji - freestyle.

Freestyle poszedł nam całkiem nie najgorzej - po tej rundzie zajęliśmy 6 miejsce z 26 startujących teamów! Można powiedzieć, że gdy doszłam do siebie po zejściu z pola - pękałam z dumy i szczęścia. :)
Pełne zaangażowanie Holka, 3 niezłapane dyski na 26 wyrzuconych (zdaję sobie sprawę, ze wiele z nich - delikatnie mówiąc - było daleko od ideału) - mam wspaniałego psa! ♥







foto by W-u ♥




foto by Bogna Jasińska

Do drugiej część naszej konkurencji (toss&fetch) mieliśmy jeszcze całe mnóstwo czasu - miała odbyć się dopiero późniejszym popołudniem. Zrobiliśmy sobie więc szybki para-obiadowy wypad na miasto, a po powrocie był czas na małą rozgrzewkę i rzucanie. O ile do południa rzucanie na odległość szło mi całkiem znośnie (jak na moje marne możliwości - dyski latały ładnie, prosto i w większości z dużą precyzją i powtarzalnością trafiały do celu (czyt. ukochanego W-u który cały dzień dzielnie mi towarzyszył :)) - to w popołudniowej "turze" rozgrzewkowej coś się zepsuło... Całkiem się zepsuło.
Zepsuła mi się ręka i zepsuła głowa. Ręka nie dość że nie przejawiała jakichkolwiek oznak porozumienia z mózgiem, to na dodatek odezwała się w niej kontuzja nabyta kilka dni wcześniej. Nie byłam w stanie jakkolwiek rzucać. :( Dobre rady dobrych ludzi (dziękuję!) niestety nie pomogły. Dyski latały gdzie bądź, nie dolatując nawet do 2 strefy... Dramat. Moja psychika została doszczętnie zaorana. Wyszłam na pole startowe kompletnie nie wierząc w swoje siły, na nogach "z gumy" i z bolącym ramieniem, a przede wszystkim z ręką której bezwładu nie rozumiem i nie jestem w stanie opisać słowami... Jakbym zamiast tej ręki miała najtańszą protezę z NFZ-u, nad którą dopiero uczę się panować. Ten kto widział mój występ w tossie - najlepiej niech zapomni.
Teraz pozostaje mi jedno: gdy tylko fizyczna część mojego niedomagania dojdzie do siebie (puki co, nie specjalnie jestem w stanie zmieniać biegi w samochodzie), ponownie biorę się do pracy. Nie to, żebym przed Wrocławiem nie pracowałam nad swoimi rzutami. Z czystym sumieniem i za potwierdzeniem W-u mogę powiedzieć, że od wiosny - a w ciągu ost. 2 miesięcy - dzień w dzień - dzielnie biegałam na boisko i ćwiczyłam to nieszczęsne rzucanie. Poznałam przez to wszystkich "smakoszy" win i piw z okolicy - 2 z nich poprosiło nawet czy nie mogli by spróbować chwile porzucać...  i tak  rzucali sobie do siebie, potem dysk grzecznie oddali i stwierdzili, że jednak wolą tylko patrzeć. :)
Jak widać po moim 3,5pkt wyniku w tossie, trenowałam z marnym skutkiem.  Mam do siebie przeogromny żal, bo choć technikę mam żadną - to na treningach bez większego problemu, regularnie dorzucałam na 2-g strefę, często na trzecią. Tymczasem na zawodach stało się ze mną coś, co śniło mi się po nocach jako największy koszmar. Kompletny paraliż.
Poznań stoi pod wielkim znakiem zapytania.
.
.
.
PS Dziękuję moim profeszynal fotografi (również tym których nie ma na poniższych fotkach, a są autorami 2 z nich ;) ) za te piękne pamiątki które mogłam wrzucić na bloga. :)



5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Żałuję, że nas tam nie było. Tyle wspaniałych psów i ludzi. Ale sezon dopiero się rozpoczął ... ;)

Bogna pisze...

Aguś, nie masz sobie nic do zarzucenia! Dzielnie trenowałaś. Raz jest lepszy, raz gorszy dzień na rzuty. Prawidłowe rzucanie dysków wcale nie jest proste (wiem po sobie). Jak na taką ilość zawodników zajęłyście i tak wysokie miejsce - brawo!

Fermena pisze...

A ja serdecznie gratuluje, z tego co czytałam na FB jesteś gwiazda freestyla !! Zdjęcia super i najważniejsze - zadowolenie ze wspólnej zabawy ! A niejedne zawody jeszcze przed Wami, dacie rade :)

Pozdrowienie dla Holci, oczywiście Tofcia oraz W-u :

Huskana pisze...

Widze, że całkiem dobrze Wam poszło :) Mam nadzieje, że w przyszłym roku i mi się uda dotrzeć :P

Mój blog KLIK
POZDRAWIAMY H&O

Unknown pisze...

Zdjęcia faktycznie są świetne :)

Myślę, że powinnaś się skupić na tej dobrej częscie wyjazdu i zawodów, to powinna być motywacja!
Ten gorszy dzień postaraj się wyrzucić z pamięci, tylko będzie śmiecił mózgownicę :) A Ty masz wierzyć w siebie!

Pozdrawiam i gratuluję 6 miejsca! To naprawdę duuuże COŚ. Na tym się skup. :)